Jak już większość z Was wie, 19.01.2015 o godzinie 11:54 przyszedł na świat przez cesarskie cięcie mój synek Kacper. Ważył 3648g, mierzył 56 cm. Jednak długa droga pełna zakrętów, biurokracji i lekarzy nas do tego zaprowadziła. Jeśli czytaliście wcześniejszy post to wiecie, co działo się ze mną w grudniu i styczniu, jak czekałam na narodziny syna 31.12
Ze szpitalem w Wołominie miałam jeszcze jedną przygodę. 12.01.2015 od rana miałam skurcze co 8-10 minut, ból pleców i nadbrzusza. Do tego zaczęła lecieć krwista wydzielina. Zadzwoniłam do znajomej położnej, kazała położyć się i wziąć 2 tabletki No-spa forte. Po godzinie nic nie przechodziło więc kazała mi jechać do szpitala. Tak też zrobiłam, podłączono mnie w Wołominie pod KTG. Pisały się lekkie skurcze. Lekarz przyszedł, obejrzał i powiedział że może coś się zaczyna. Zaniepokoił go mój śluz w którym była ropa oraz zmiany na śluzówkach. Powiedział, że on by na moim miejscu pojechał na ostry dyżur dermatologiczny aby upewnić się, czy możliwy jest poród naturalny.
O 22:15 pojechałam z mężem do Warszawy do Kliniki Dermatologii. Nie chcieli mnie przyjąć ponieważ nie miałam skierowania. Błagałam, prosiłam, tłumaczyłam co się dzieje i wreszcie zgodzili się mnie przyjąć. Po godzinie oczekiwania Pani dermatolog przyjęła mnie, zbadała i powiedziała że na posiew z wydzieliny czasu nie mamy i poród siłami natury może być niebezpieczny dla mnie a głównie dla dziecka. Wystawiła mi zaświadczenie, że ciąża musi być rozwiązana przez cesarskie cięcie.
Po wyjściu z Kliniki zadzwoniłam do szpitala i poprosiłam o połączenie z pokojem lekarskim. Powiedziałam lekarzowi jaka jest diagnoza dermatologa. On natomiast kazał mi się spakować i przyjechać do szpitala. Powiedział, że zostanę przyjęta na oddział a rano będzie cesarskie cięcie. O 1:30 byliśmy w szpitalu, Pobrano mi krew do badań odnośnie cięcia. Miałam nic nie jeść i nie pić.
Całą noc nie spałam, myślałam o tym co mnie czeka, o tym, że za kilka godzin zobaczę mojego synka. Rano jeszcze lekarz na koniec dyżuru mnie odwiedził i powiedział że za 3 dni przyjdzie zobaczyć moją pociechę jak będzie miał dyżur. O 9 zaczynał się dyżur ordynatora a ja siedziałam jak na szpilkach, O 11 na obchodzie zabrano mnie na badanie i usłyszałam że absolutnie nie ma wskazań do cięcia, dermatolog się myli a lekarz który mnie przyjął na oddział to nic nie wie. Zastępca ordynatora stwierdziła że można mnie w 2 tyg wyleczyć i mogę dołem rodzić ( do terminu było 10 dni). Normalnie załamałam się. Co lepsze, powiedziała że była na noworodkach i powiedziano jej że wyjęcie małego z brzucha jest teraz szkodliwe, że mu zagrozić można. A po za tym że moje dziecko w ten sposób będzie wcześniakiem. No wkurzyłam się na maxa. To teraz będzie wcześniakiem a w grudniu jak chcieli indukcję zrobić to wszystko było ok??? Powiedziałam że wychodzę na własne żądanie. Lekarz jakby odetchnęła z ulgą, widocznie tego oczekiwała.
Dobrze że moja mama ma znajomą której córka jest położna w Szpitalu na Karowej w Warszawie. Jeszcze tego samego dnia tam pojechałam z mężem. Pani Kasia, która naświetliła moją sytuację w szpitalu bardzo mi pomogła. Lekarz przyjął mnie, obejrzał wyniki badań, USG, zrobiła KTG i powiedziała że muszę mieć cc, nie będzie podważać opinii dermatologa. Wyznaczono mi termin cięcia na 19.01.
Tego dnia pojechałam z mężem przygotowana na cięcie. Jednak nie było miejsc w szpitalu więc przewieziono mnie karetką do innego. Na szczęście wszystko krótko trwało - 2h i Kacper był na świecie :)
Jak ktos ma znajomosci to i pomoga i sie zajma a jak ktos nie ma to w nosie maja! Ja zostalam kiedys gorzej potraktowana, bo przywiezli znajoma ;)
OdpowiedzUsuńw glowie sie nie miesci... moim zdaniem powinnas od razu byc cieta, przeciez choolera - dziecko bylo najwazniejsze!
OdpowiedzUsuńwww.xavilove.blogspot.com
Nie mogę uwierzyć w to, że tyle stresu CI przyspożył tamten szpital. Czasami mam wrażenie, że oni totalnie nie myślą, nie myślą o tym na jaki stres narażają kobiety w ciąży... Dobrze, że już po! :)
OdpowiedzUsuńwww.MartynaG.pl